Archiwum 27 lutego 2005


lut 27 2005 .... ... miłość:)
Komentarze: 5

Chciałabym wiedzieć skąd się w ludziach bierze wiara. Nie poruszam w żadnym wypadku kwestii wiary w Boga, nie o tą wiarę mi chodzi.

 

Pytam o wiarę, która jest bliźniaczą, syjamską chyba, siostrą nadziei.

Ludzie potrafią mieć taką pewność, takie przekonanie o tym, że coś będzie po ich myśli, w momentach życia zwyczajnych, ale i bardzo tragicznych.

Bo przecież najwięcej tej „wiernej nadziei” mają np. śmiertelnie chorzy, albo tacy, którym los, pech, inni odebrali wszystko, co było ważne.

Oni idą dalej z podniesionym czołem i bez cienia wątpliwości są przekonani, że wszystko będzie ok.

Nie można powiedzieć, że to ślepa wiara, wręcz przeciwnie to bardziej prawdziwe i szczere poczucie niż uczucia wielu z nas w innych sytuacjach.

 

Chciałabym mieć w sobie aż tyle wiary, tej wszechogarniającej nadziei, że musi być dobrze.

 

Chciałabym wierzyć, że np.  choć Cię teraz nie ma przy mnie, to będziesz kiedyś. Na zawsze.

 

Chciałabym wierzyć mocniej, bo w ogóle to na pewno wierzę.. czasem.. wbrew wszystkiemu.. w małe swoje i cudze cuda..

 

W co jeszcze?

 

W reportażu zamieszczonym w „Pani” Krzysztof Skowroński powiedział:   „Miedzy prawdą o Auschwitz a tsunami potrzebna jest wiara w szczęśliwy koniec. Ja wierzę.”

 

 

 

****

Ja też.

 

chemia_smutku : :