ucieka mi czas.przerażająco szybko. przecieka przez palce i z przerażeniem orientuję się, że właśnie mija kolejny miesiąc.
boję się, żałuję i martwię
nie chcę nie mieć czasu dla rodziny, dla przyjaciół, dla siebie na słodkie nicnierobienie albo jakieś ważne w życiu sprawy
a tak się dzieje. i to dlatego tylko że żeby pracować 8 h dziennie musze dojeżdżać w obie strony trzy godziny, wstawać po czwartej, nie móc korzystać z twórczych wieczorów bo muszę się kłaść spać
i to ma sens? za 700 zł? bez perspektyw na samodzielność, wyjście na swoje czy dobre życie..
co mi po patriotyzmie, po chęci mieszkania w tym kraju jak sprawia to że stoję w miejscu, że mimo chęci i planó nie mogę zmienić nic w swoim życiu
to ma sens? i po co ja bronię tego kraju przed znajomymi z zagranicy, po co kibicuję w środku nocy Adamkowi, jeśli tu nikt nie stara się by żyło się lepiej? by za durną pensję można było gdzieś mieszkać, utrzymać samochód, mieć życie towarzyskie i wakacje raz w roku..
to norma w całej Europie.. chciałabym nie wyjeżdżać do innego kraju by trwać w zawieszeniu i pracować by odłożyć trochę kasy
chciałabym ale chyba nikt mi nie da takiej szansy
co z tego że spełniam swój obywatelski obowiązek idąc głosować, co z tego że niby ja decyduję o tym kto bedzie rządził
tyle lat wolnych wyborów i nic lepiej nie mamy..
a ja bym tylko chciała dobrze żyć
i dać z siebie więcej innym, czasu, uwagi i chęci..ale nei da się tego zrobić dojeżdżając do pracy 90 minut na 7 rano i zastanawiająć się co miesiąc nad przeznaczeniem pełnoetatowego kieszonkowego..